Budzenie.blog

2019/02/15

Chcę budzić! Czyli kocham Was w Walentynki

„No matter what, I’ll be always believe in love” - wrzucam przełniona wzniosłymi uczuciami. Wieczorem, gdy wchodzę na swój fanpage, czytam komentarze nie dające wiary treściom. „Ty tak serio?”, pyta znajomy, który jest wcieleniem cynizmu i zawsze był z tego dumny.  Aż we mnie bulgocze...

 

Święto miłości. Walentynki. Dla jednych kolejny komercyjnych nakręt i usprawiedliwienie bezmyślnego używania i wydawania pięniędzy, dla innych wciąż impuls do szczerych wyznań, właściwy czas dzielenia się emocjami (na przykład dla mojej, wciąż czystego serca, 10-letniej córki). W nas, w dorosłych, zwłaszcza w znanych mi najlepiej dorosłych-intelektualistach, z miejsca włącza się sarkazm. Jak ma się nie włączyć, skoro od rana słyszymy w radio głupawe piosenki dla zakochanych, upchane między reklamowymi blokami z promocją prosecco, pluszowych misiów w Biedronce i żelu na hemoroidy (radia w polskich taksówkach to oddzielny temat zasługujący na wpis!).

 

Ale przecież trzeba brać z rzeczy to, co dobre. I wyzbywać się cynizmu i szydery. Że głupie, że kapitalistyczne, że amerykańskie, a jeszcze z katolickim rodowodem. I co z tego, skoro w założeniu prowadzi do emanacji wzniosłych uczuć? Umieć brać dobre, a nie złe rzeczy ze wszystkiego, co wokół to wielka sztuka. To też wielka trudność. Widzieć pozytywne, a nie negatywne aspekty rzeczywistość. Tego trzeba się nauczyć. Nie chodzi o koloryzowanie, czy mitomanię.

 

Kij ma dwa końce, a szklanka może być do połowy pełna bądź pusta - złote myśli z certyfikatem grafomaństwa, często są oczywistościami, które pozwalają lepiej żyć. Tylko ich kiepska forma zraża nas do akceptacji prawd. Umieć przekuwać te słabe, czyli w dzisiejszym, walentynkowym wydaniu - komercyjne, kapitalistyczne, tandetne aspekty, w mocne strony rzeczywistości. Tego zapragnęłam. Zapragnęłam podzielić się dobrem i szczęściem, jakie przywiozłam ze sobą z indyjskiej wyprawy. Wstawiłam więc post w social mediach, mówiący o sile miłości i słabości intelektu. Dodałam do tego piękne zdjęcie z indyjskiego aszramu Beatelsów, na którym stoję tyłem przy muralu z napisem: „No matter what, I’ll be always believe in love”. Wyłączyłam telefon, by móc w spokoju umysłu pracować.

 

Wieczorem, gdy wchodzę na swój fanpage, czytam komentarze nie dające wiary treściom.

„Ty tak serio?”, pyta znajomy, który jest wcieleniem cynizmu i zawsze był z tego dumny.  Aż we mnie bulgocze...

 

Inny przekonuje, że intelekt nie jest czymś najgorszym, co spotkało ludzkość, ośmeiszając moje słowa w ten delikatny, zawoalowany sposób. Na początku mnie to boli. Potem złości. Jestem nawet bliska odpisania im: „Ha! Uderz w stół, a nożyce się odezwą!”, co oczywiście ujawni moje zdenerwowanie. A miałam nie karmić złych emocji. A miałam szerzyć miłość...

 

Chwilę potem uspakajam się, akceptuję. Regularna praktyka jogi i medytacji sprawiła, że emocje szybko opadają i nie maja nade mną władzy. Nawet silne, co przy moim choleryczny charaterze normą (podobnie zresztą jak przy ajurwedyjskiej konstytucji pita-wata). Dzięki medytacji nie przeżywam już tak wszystkiego, jak kiedyś. Wrażenie, emocja, myśl odklejają się tak szybko jak przyszly. Nie kumuluje ich, nie roztrząsam. Dzięki jodze wiem, że nie jestem swoimi myślami, swoimi obsesjami, swoimi problemami. Obserwuję je ze spokojem. Umiem się do nich zdystansować. Wówczas odchodzą.

 

Ktoś ze mnie kpi? Ktoś nie wierzy, że pisze serio o "sercu". Ludzie całkowicie zapomnieli, że serce jest ich częścią. I trzeba im przypominać. Na tym polega ta mozolna praca. Praca wśród ludzi, których chcemy "przywracać" ich pierwotnej naturze - dziecięcemu zadziwieniu, radości, jedności ze sobą i innymi, poczuciu przynależności, a nie izolacji, która bierze się z przerostu intelektu i ego. Trzeba zachować równowagę. Ci, którzy cenią intelekt ponad miarę, zawsze będą żądąc dowodów, wciągać w deskusje, okraszne tysiącem cytatów, w potyczki słowne, prowadzące donikąd. Choć od zawsze jestem zakochana w słowach, to przekonałam się, że wcale nie oddają natury rzeczy. Że potrafią tworzyć mgłę zacierającą widzenie. A dziś, rzec można, elektosmog czczej gadaniny w sieci. Słowa są w procesie duchowego poznania i dochodzenia do prawdy równie zbędne, jak social-media. Po co więc to publikuję? Bo chcę budzić! I wiem, że walentynkowym postem mi się to udało. Koszty narażanie się na śmeiszność i kpinę, są w to wliczone.

Wyrażam zgodę na przetwarzanie danych zgodnie z Polityką prywatności. Jeśli nie wyrażasz zgody, prosimy o wyłącznie cookies w przeglądarce. Więcej →

Zmiany w Polityce Prywatności


Zgodnie z wymogami prawnymi nałożonymi przez Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE, w niniejszym Serwisie obowiązuje nowa Polityka prywatności, w której znajdują się wszystkie informacje dotyczące zbierania, przetwarzania i ochrony danych osobowych użytkowników tego Serwisu.

Przypominamy ponadto, że dla prawidłowego działania serwisu używamy informacji zapisanych w plikach cookies. W ustawieniach przeglądarki internetowej można zmienić ustawienia dotyczące plików cookies.

Jeśli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie cookies w niniejszym Serwisie, prosimy o zmianę ustawień w przeglądarce lub opuszczenie Serwisu.

Polityka prywatności