2019/05/06
Po majówce. Życie jako instastory.
Madonna ogłosiła wczoraj, że smartfony i social media odebrały jej własne dzieci. Nic dziwnego. Badania dowodzą, że nastolatki cierpią na coraz większą utratę empatii - tym większą im więcej czasu spędzają przed różnymi ekranami.
Weszłam na chwilę na Instagram. Wpadam tam jak po ogień. Zdążyłam się przyznać przed sobą, że ulegam jego wpływowi. Wpływ niestety jest destrukcyjny - na moją koncentrację, spokój, samopoczucie i samoocenę. Zauważyłam jak sprytnie i niepostrzeżenie wykrada mój czas: miałam tylko sprawdzić wpis znajomej krytyczki o wspólnie czytanej książce, a raptem jestem na plaży Barbadosu z nieznaną mi wcześniej blogerką i jej plecioną biżuterią. Jak tu trafiłam? Po co?
Jedno odsyła do drugiego, domino zdjęć, tunele hashtagów. Lecisz jak ćma. Aż nagle uświadamiasz sobie, że już godzinę poruszasz kciukiem i gałkami ocznymi bez udziału świadomości. Znacie to? Tak. Poznali to wszyscy, którzy tu wchodzą. I niestety wielu z nas trudno się temu przeciwstawić. To wciąga.
Dlatego po czasach pustego scrollowania, nauczyłam się poświęcać na Instagram 15-20 minut. Nie więcej. I nie codziennie, z przerwami, czasem bardzo długimi. Nie było to proste. Ale blisko półroczny detox wychłodził ciągoty. Teraz działam tak by nie tworzyć nawyku. Mój mózg nie prosi zaraz po przebudzeniu: wejdź w telefon. Nie kusi mnie już ten pozorny świat dziania się, kolorków, motywacji, newsów, chwilowych informacji, które jutro tracą wartość. Zresztą kwadrans wystarczy na inspirację. Wystarczy by nacieszyć oko, odpowiedzieć na wiadomość, sprawdzić, co u znajomego. Reszta to reklama i biznes. Reszta to promocja i autopromocja: wpadnij do mnie, zobacz co u mnie. Kup. Polub. Followuj. Sami wiecie.
Wchodzę więc tylko na chwilę. Akurat mam wolniejszy moment. Jest koniec majówki. Dużo zdjęć z wyjazdów. Bardzo dużo. Też wrzucam. Oto kilka fot sielskiego krajobrazu, które mogą przypomnieć ludziom o zielonym i realnym. Zachęcić do natury. Oglądam posty innych. Szybko zauważam, że przez te kilka dni większość użytkowników zamiast pławić się w odpoczynku, gorliwie relacjonowała wojaże. Dzień po dniu, godzina po godzinie. Po co? Zamiast na Gozo, w Budapeszcie, w Tatrach, znowu w telefonie. Relacja z posiłku, z wina, z grilla, z parku, z muzeum, z imprezy, z przyjaźni. Czy ja też tak robiłam? No pewnie. I nie uświadamiałam sobie tego. Życie jako ciągła relacja. Życie jako instastory. To, co nie zrelacjonowane, nie istnieje.
Ale oto wyświetlił mi się post z kolorowymi okładkami książek i podpisem: "Co czytaliście podczas majówki?”. Fajnie - myślę. Niestety nikt nie odpowiedział, co czytał, za to polubień sporo. Może już samo serduszko dla wpisu o książkach łechce ego i pozwala poczuć się mądrzejszym? I kolejny post z podobnym zagajeniem o lektury. Starannie upozowane książki, kawa, koc, koniczynka. Dużo oglądania, mało treści. Zresztą użytkownicy chętnie wrzucają okładki książek, ale rzadko, kto publikuje polemiki, recenzje, refleksje. Bo zamieszczenie kilku zdań streszczenia z materiałów promo nie świadczy o tym, że ktoś to naprawdę przeczytał, przeżył, przemyślał. Ale gdzie ja się uchowałam? Komu w necie zależy na refleksji?! Książka to taki sam produkt jak buty, więc ludzie najczęściej wrzucają owoce swoich zakupów. Użytkownicy pragną aktualności, bodźca, oczopląsu. A literatura jest tego wszystkiego przeciwieństwem. Internet i social media to nie nurkowanie głębinowe. To pstrokata deska i surfing.
Okej. Niech i tak będzie. Ale ja odpowiem na pytanie, co czytałam podczas majówki. Odpowiem tutaj. Czytałam "Cyberchoroby. Jak cyfrowe życie rujnuje nasze zdrowie" Manfreda Spitzera. I wszystkim polecam.
Od dłuższego czasu interesuje mnie wpływ internetu na ludzki umysł i sposób naszego myślenia. Ponad 400-stronicowa książka Spitzera gromadzi wyniki badań, które jasno dowodzą, że większość zburzeń i kompulsji, na które dziś cierpią młodzi ludzie, ma związek z ich nieustającym siedzeniem w sieci i w urządzeniach elektronicznych.
Co więcej, badania wykazują, że ludzie urodzeni w dobie internetu i nie znający rozwiązań analogowych, wcale nie są mniej podatnie na wpływ technologii. Jest odwrotnie. Uzależnieni od smartfonów i elektronicznych światów, myślą, że zasadą istnienia jest jednoczesna wielozadaniowiość (np. odpisywać na maila i rozmawiać przez telefon, jeść zupę i pisać na WhatsApp, spacerować z psem i komentować posta). Obawiają się, że gdy będą off-line, wówczas coś ich ominie, że zostaną wykluczeni towarzysko, zawodowo.
Nie odrywają się od smartfona. Robią wiele rzeczy jednocześnie, są przeładowani, przebodźcowani, cierpią na niską samoocenę, samotność, stany depresyjne, mają problemy w koncentracji i nauce. A przede wszystkim, co intuicyjnie czułam, ale w towarzyskich rozmowach nie potrafiłam dowieść - cierpi ich empatia i społeczne reakcje.
„Podobnie jak chodzenia, widzenia i mówienia, tak zachowań społecznych musimy się nauczyć. - czytamy w "Cyberchorobach" - Odpowiadające za te funkcje obszary mózgowe, często określane jako „mózg społeczny”, dojrzewają dość długo i późno zaczynają się uczyć.
Pozostałe obszary mózgowe, tak jak część mózgu odpowiadająca za zachowanie społeczne, kształtuje się pod wpływem podejmowania działań i realizowanych funkcji. Mówienia uczymy się dialogu, zachowań społecznych – we wzajemnych relacjach z innymi ludźmi. By tak się stało, trzeba przebywać w towarzystwie innych ludzi. (…)
Jeśli amerykańskie dziewczynki w wieku od 8 do 12 lat spędzają z innymi dziewczynkami 2 godziny dziennie, a aż 7 godzin poświęcają na Facebook czy internet, to w świetle wiedzy o mózgu i jego rozwoju jedno staje się jasne: to nie może się obejść bez konsekwencji. Udowodniono już, że nastolatki cierpią na coraz poważniejszą utratę zdolności empatii - tym większą im więcej czasu spędzają przed różnymi ekranami."
Jak będzie wyglądało społeczeństwo tworzono przez ludzi, którzy nie potrafią współistnienieć z innymi, którzy nie mają empatycznych zdolności, wspólnych dążeń i poczucia odpowiedzialności za planetę, kraj, swoje otoczenie, bo nie czują żadnej przynależności, prócz tej do własnego smartfona i konta w social mediach? Możecie puścić wodze fantazji...
Wkrótce napiszę więcej na ten temat, tymczasem odsyłam do tekstu w "The Guardian” i gorzkich słów Madonny.