Dlaczego Joga

Wybierz dział:

sawickadanielak.com

 

 

Joga w moim życiu pojawiła się w 2004 roku, gdy zapisałam się na zajęcia do lokalnego fitness klubu dla kobiet. Spodobało mi się. Bardzo. Ale niewiele wiedziałam. Moja silna sympatia zapewne była podbudowana szybkimi „sukcesami” (uśmiecham się dobrodusznie, gdy to piszę, gdyż dziś wiem, że w jodze nie ma „sukcesów” i „osiągów”). Przyrodzona gibkość ciała przynosiła bardzo szybkie efekty na macie i pochwały instruktorki. To motywuje. Niedługo potem, wyczerpana pracą w mediach i tempem stolicy trafiłam na swój pierwszy kurs „Sztuki oddechu” fundacji Art of Living (powtarzać go będę potem kilka razy), gdzie odkryłam całkiem inny wymiar jogi. Ten duchowy, choć wciąż wzmocniony praktyką cielesną. Oddechy, pranayama, były dla mnie milowym odkryciem. Samym oddechem potrafiłam regulować swój nastrój i poziom stresu. Oddech przywracał mi świadomość i uważność. I radość życia. Ale by coś działało, trzeba zachować konsekwencję. A ja byłam raz bliżej, raz dalej jogi. Czasem na wiele miesięcy zupełnie o niej zapominałam, zastępując radość i spokój po medytacji, euforią po drinkach i imprezach.

 

Okazjonalnie jeździłam na wakacyjne kursy, zapisywałam się raz po raz na jakieś warsztaty. Często zmieniając miejsce zamieszkania, zmieniałam też szkoły i nauczycieli. I style jogi. Nie zachowywałam ciągłości. Mimo wertowania jogicznych książek na własną rękę i słuchania wykładów, wciąż uważałam, że joga to głównie elastyczność i jesteś w niej dobry, o ile się dobrze zginasz. Oczywiście czułam, że joga działa na głębszym poziomie, bo skąd ten spokój, poczucie harmonii i dobrostanu po zajęciach? Skąd, tak rzadkie na co dzień, poczucie przynależności do świata po medytacji? Ale nie drążyłam tego. Nie miałam mentora. A świat miał wciąż do zaoferowania tyle bodźców, używek, zdarzeń…

 

Wracając do mentora - nie znam w Polsce szkół jogi, które równolegle z praktyką uczą teorii. A od tego jest mistrz. Od przekazania wedyjskiej wiedzy jest wysokiego stopnia nauczyciel, oświecony.  Po to najlepiej jechać do Indii. Nie pojechałam do Indii, do Indii poleciałam potem, sama i na długo. Ale na początku wyjechałam na Sri Lankę i tam znowu miałam przeżycia kluczowe i transformujące. Hinduskie mantry uwolniły we mnie nieznany lub po prostu zapomniany wymiar mojego istnienia. Znowu zaczęłam ćwiczyć jogę. I zaczęłam zgłębiać jej duchowy wymiar.

 

Ale joga to praca na macie, a nie w blibliotece, przekonywali mnie inni. Co z tego, że czytałam klasykę w postaci „Jogasutr” Patandżalego, kiedy nie rozumiałam, co czytam. Znałam nazwy kluczowych mięśni, co ułatwiała rygorystyczna i lubiana przez mnie praktyka jogi Iyengara, a nie do końca umiałam wymienić 8 ramion jogi. Bo i nikt tej wiedzy ode mnie nie wymagał, w przeciwieństwie do stania na głowie. Żyłowałam ciało, ale wciąż miałam głód poznawczy. Co z tego, że kupowałam przez internet anglojęzyczne książki, dzieła jak „Hatha Yoga Pradīpikā", kiedy teorii nie umiałam przełożyć na życie. Nie sądziłam wszak, że te wszystkie egzotyczne rzeczy, jak choćby krije, czyli oczyszczania, można wprowadzić w codzienność. Nie sądziłam, że pewnego dnia będę przed lustrem czyściła sutrą (gumowym sznurkiem) zatoki, przeciągając jeden jej koniec przez dziurkę w nosie, drugi zaś przez gardło. Nie sądziłam, że z czasem całkowicie przestanę pić alkohol, jeść mięso, i zacznę wstawać o 5.30 by codziennie, gdy miasto śpi, przez 1,5 godziny praktykować asany, oddechy, wreszcie medytację.

 

Radykalne? Przestraszyłam? Niepotrzebnie! Zanim ta egzotyka stała się moim chlebem powszednim, postanowiłam zostać… nauczycielką jogi. Postanowiłam nią zostać tylko z jednego powodu, o którym wiele napisałam wyżej - chciałam wiedzieć więcej, a nie było innego sposobu by tę wiedzę posiąść.

Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę uczyła. Nie miałam takich ambicji, miałam w życiu wiele innych rzeczy do ogarnięcia, prace, które czekały, zadania do wykonania, własną firmę. Kurs nauczycielki miał pogłębić moją własną praktykę. I zrobił to. Bardziej niż zakładałam. Był kolejnym przełomem. Ponad 5 tygodni w odciętych od świata górach i musztrze dosłownie wojskowej całkowicie mnie przetrasformowały. A indyjski egzamin państwowy, do którego podeszłam i który zdałam z sukcesem, zmusił mnie do ogromnego wysiłku intelektualnego i pracy z pamięcią - dziś przez sen recytuję fragmenty z sanskrytu (w dodatku rozumiejąc ich sens).

 

Ale certyfikaty są najmniej potrzebne, bo i nikt ich nie żąda (co zresztą dziwne, bo dziś idąc na zajęcia jogi, zazwyczaj nie masz pewności, jakie doświadczenie ma nauczyciel. Jednym z wyjątków jest metoda Iyengara i jej szczegółowe stopnie). Najważniejsza okazała się świadomość, że joga to nie asany, to nie poty na macie, które zresztą bardzo lubię. Nie tylko. Joga to sposób życia. To zasady etyczne, moralne. To praca z umysłem. Joga to droga, ale nie cel dotarcia. Zrozumiałam też, że nauczyciel najwięcej uczy się ucząc innych. I tak stałam się nauczycielką jogi.

 

 

sawickadanielak.com

Wyrażam zgodę na przetwarzanie danych zgodnie z Polityką prywatności. Jeśli nie wyrażasz zgody, prosimy o wyłącznie cookies w przeglądarce. Więcej →

Zmiany w Polityce Prywatności


Zgodnie z wymogami prawnymi nałożonymi przez Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE, w niniejszym Serwisie obowiązuje nowa Polityka prywatności, w której znajdują się wszystkie informacje dotyczące zbierania, przetwarzania i ochrony danych osobowych użytkowników tego Serwisu.

Przypominamy ponadto, że dla prawidłowego działania serwisu używamy informacji zapisanych w plikach cookies. W ustawieniach przeglądarki internetowej można zmienić ustawienia dotyczące plików cookies.

Jeśli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie cookies w niniejszym Serwisie, prosimy o zmianę ustawień w przeglądarce lub opuszczenie Serwisu.

Polityka prywatności